piątek, 12 kwietnia 2013

[01]


Białe płatki śniegu swobodnie opadały na moje jasne włosy. Jak co piątek od 3 miesięcy chodzę na korepetycje do starej znajomej mojego taty Annie Cox, jej starsza córka Gemma mi ich udziela. Powolnym krokiem weszłam po schodkach na ganek i przystanęłam przy ogromnych dębowych drzwiach, zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili ujrzałam przed sobą uśmiechniętą twarz rodzicielki Gemmy. – dobry wieczór. Wymusiłam lekki uśmiech , a kobieta zaprosiła mnie gestem ręki do środka. – Gemma ! – krzyknęła kobieta. – Aubree przyszła. – dokończyła. – napijesz się herbaty skarbie? Zapytała . – chętnie. Odparłam  po chwili moja korepetytorka stała już obok mnie. – czeeeść ! powiedziała po czym mnie przytuliła na przywitanie, po całych „formalnościach” przeszłyśmy do przestronnego salonu. – to czego nie rozumiesz? Zapytała miło brunetka. – wszystkiego. Odparłam smutno. – przestań nie może być tak źle. Pocieszyła mnie dziewczyna, na co ja posłałam jej wymuszony uśmiech, po chwili do salonu weszła Annie a w ręku niosła moją herbatę, dosiadła się i wraz z córką starały wytłumaczyć mi algebrę. Minęła godzina, szło nam dobrze , ale po chwili usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi od samochodu. Dziewczyny jak na komendę się wyprostowały i pobiegły do drzwi frontowych po czym jak mniemam zaczęły się witać z nieznanym mi osobnikiem. Z tego co wywnioskowałam był to chłopak, stwierdzając po głosie. – Aubree, poznaj Harrego. uśmiechnęła się pogodnie brunetka. – mojego młodszego braciszka. Dodała dumnie. Zielonooki chłopak ogarnął sobie błąkające się loczki z czoła i wyciągnął w moim kierunku dłoń. – miło mi cię poznać Aubree. Gdyby jego uśmiech mógł powodować atak serca , to przesz ten ułamek sekundy miałabym już chyba ze trzy. – mi również. Odparłam nieśmiało, pośpiesznie puszczając dłoń loczka. Harry ostatni raz się do mnie uśmiechnął i opuścił salon. Po pół godzinie wraz z Gemmą skończyłyśmy się uczyć, zapłaciłam jej należne i podziękowałam za pomoc. Zebrałam swoje rzeczy i poszłam do kuchni pożegnać się jeszcze z Annie. – ja już się będę zbierać , dziękuję za herbatę. Uśmiechnęłam się. – nie ma za co skarbie, nie zostaniesz na kolacji? Zapytała. – nie, nie będę przeszkadzać. Odparłam wymijająco. – nalegamy. Wypalił Harry i kolejny raz tego wieczora obdarował mnie swoim uroczym uśmiechem. – no dobrze. Dosiadłam się do stołu i chcąc czy nie, znalazłam się naprzeciwko loczka. Po piętnastu minutach kolacja była już gotowa. Wszyscy, siedzieliśmy już przy stole oprócz Gemmy  która wyszła gdzieś ze znajomymi zaraz po tym jak skończyła mi tłumaczyć matematykę. 
 – Aubree, jak spędzacie tegoroczne święta? Wypuszczą tatę ze szpitala? Zapytała Annie. 
 - nie wiem. Odparłam smutno. – ale z tego co wywnioskowałam wczoraj, nie czuje się za dobrze. Wydukałam ze łzami w oczach. Kobieta objęła mnie ramieniem. 
 – byłoby nam miło gdybyś ty i tato spędzili je razem z nami. 
- dziękuje za zaproszenie, jeśli tylko tata będzie na silach to przyjdziemy. Powiedziałam na jednym wydechu , wycierając rękawem swetra błąkające się po mojej twarzy łzy.  – jeśli będziecie potrzebować pomocy , to zadzwoń , pamiętaj ze zawsze możecie na nas liczyć. Odparła Annie po dłuższej chwili , na co ja się w nią wtuliłam jak małe dziecko.  Po chwili się odsunęłam i przypadkowo moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Harrego , patrzył na mnie z takim smutkiem, tak jakby chciał mnie za wszelką cenę pocieszyć.  – ja już będę się zbierać. Wstałam od stołu i grzecznie swój talerz odniosłam do zlewu, sięgnęłam po moją torbę i ostatecznie zaczęłam się żegnać. Znowu. – Harry odwieziesz Aubree prawda? Zapytała kobieta. Na co on pokiwał twierdząco głową. – ale na prawde nie trzeba , Harry pewnie też jest zmęczony, przejdę się to dla mnie nie problem. Dodałam z uśmiechem , ale Annie wciąż była nieugięta, mnie i Harrego wypędziła do korytarza gdzie ubraliśmy nasze kurtki i buty. Na odchodne krzyknęłam jeszcze ‘dobranoc ‘ i wyszłam z domu. Chłopak zwinnie mnie wyminął i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Prawdziwy dżentelmen, a sam zajął miejsce jako kierowca. – gdzie mieszkasz? Jego glos wyrwał mnie z lekkiego transu. 
 – na Gadby Road. Odparłam cicho nie odrywając wzroku od drogi. 
 – mój kumpel kiedyś tam mieszkał.  Odwróciłam machinalnie głowę. – mieszkał? Zapytałam. – wyprowadził się i kontakt się urwał. Spuściłam głowę w dół. – wybacz. Nie chciałam. Powiedziałam smutno. Na co Harry cicho zachichotał pod nosem. – Przestań, widocznie to nie była prawdziwa przyjaźń, jeśli nasza znajomość się zakończyła. Odparł wymijająco. – ooo , to ten dom na lewo. Wskazałam dokładnie palcem , a Harry zaparkował na podjeździe po czym zgasił silnik. – więc , miło było mi Cię poznać Aubree. Mimowolnie się uśmiechnęłam , zrobiło mi się tak ciepło w okolicy serca nigdy wcześniej takiego uczucia nie doznałam. - nie wejdziesz? Wypaliłam machinalnie. – na herbatę oczywiście, wypijesz jeszcze coś ciepłego zanim wrócisz do domu. Loczek cicho się zaśmiał , jak mniemam pewnie z tej głupoty którą właśnie palnęłam. – w sumie , to chętnie się napiję. Harry odpiął pas i wyszedł z samochodu zwinnie go okrążając. Otworzył mi drzwi i pomógł wyjść, skierowałam się do drzwi i nerwowo zaczęłam szukać kluczy w torebce, po chwili je znalazłam i lekko zziębnięci weszliśmy do mieszkania. Nasze kurtki i buty zostawiliśmy w przedsionku, a sami już siedzieliśmy w kuchni sącząc gorącą ciecz. – nie mieszkasz z mamą ? Zapytałam lekko skrępowana ciszą , która panowała między mną a Harrym. – nie, od 2 lat już nie, obecnie mieszkam w Londynie. Upiłam łyk herbaty nie przestając lustrować chłopaka. – to dlatego, wcześniej cię nie widziałam!  Odparłam z uśmiechem na ustach. – hahahaha , no widzisz. Loczek się zaśmiał. – a Ciebie co tu sprowadza? Zapytał zaciekawiony, na co ja lekko posmutniałam. – tata chciał tu wrócić , to rodzinne miasteczko mamy, ona.. W tym momencie załamał mi się glos, lecz szybko się otrząsnęłam i starałam się kontynuować. – Ona zmarła , a tato nadal się z tym nie pogodził , sądził że gdy się tu na nowo osiedlimy, duchem będzie choć trochę bliżej niej, ale los jest tak nieuczciwy.. Niedawno okazało się że tata choruje na raka.. z tego co mi wiadomo to nowotwór złośliwy. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. – i nic nie da się z tym zrobić , ale cieszę się każdą chwilą spędzoną z nim, mimo ze myśl iż go niedługo zabraknie okropnie mnie dobija. Dodałam cicho szlochając. Harry szybko mnie do siebie przyciągnął po czym przytulił. Nie wiem ile tak siedzieliśmy  to było na prawdę przyjemne , ale zawsze co dobre się kończy. Odsunęłam się lekko od bruneta posyłając mu przepraszające spojrzenie. – przepraszam , nie powinnam , i tak pewnie masz mnóstwo własnych problemów. Wyrecytowałam na jednym tchu, a chłopak lekko się zdziwił. – nie mów tak, może się nie znamy za dobrze, ale nie chce żebyś czuła się samotna. Pokrzepiająco się do mnie uśmiechnął. – Mam pomysł! Dodał szybko. – jutro od razu po szkole zawiozę cię do szpitala do taty a ja na ciebie poczekam tyle ile będzie potrzeba, bo ostatni autobus z tego co mi wiadomo masz o 7.30pm , a odwiedziny są do 9pm więc dzięki mnie miałabyś więcej czasu dla taty. Przez łzy zdołałam się lekko uśmiechnąć po czym rzuciłam się Harremu na szyję. – dziękuje. Odparłam cicho wciąż przytulona do niego. –nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Tego wieczora zalałam się kolejną falą łez, tym razem ze szczęścia, żadna inna obca mi osoba taka jak Harry nie proponował mi aż takiej pomocy, może dla innych chory ojciec to nic, lecz dla mnie wiele. Kocham go dozgonnie a myśl że pewnego dnia odejdzie bezpowrotnie coraz bardziej mnie dołuje. 

_______

­Wooohoo! 1 rozdział już za sobą, myślę że się wam spodoba ! x

sobota, 6 kwietnia 2013

Prolog



Białe ściany, ludzie ubrani w białe fartuchy , pełno różnorodnej aparatury. Nigdy nie sądziłam że kiedykolwiek będę spędzać aż tyle czasu w szpitalu, szczególnie w pokoju pod nazwą „izolatka”. Nigdy nie sądziłam że zostanę kiedyś z tatą sama, zawsze wierzyłam że moi rodzice będą żyć wiecznie, jednak teraz wiem że to było tylko złudne wyobrażenie o przyszłości. Mama zmarła jako pierwsza, był to dla mnie ogromny cios, mieszkaliśmy wtedy w Manchesterze – piękne czasy. Po jej śmierci tato wyłączył się z życia towarzyskiego, spędzał mnóstwo czasu w pracy. Od śmierci mamy nie rozmawialiśmy już tak często. Brakowało mu jej,  była jego jedyną miłością. Po pół roku od całego przykrego wydarzenia, tato oznajmił mi ze przeprowadzamy się do Holmes Chapel – rodzinnego miasta mamy.
 – Aubree, kochanie jedź już do domu, późno jest. Staruszek się uśmiechnął i uścisnął moją dłoń.
 – Nie, jeszcze trochę chce posiedzieć. Uśmiechnęłam się smutno głaskając jego pokłutą przez igły rękę. Siedzieliśmy tak dłuższy czas przyglądając się sobie nawzajem, dopóki nie przyszedł lekarz na obchód, który kazał się nam pożegnać. Przytuliłam tatę na do widzenia i wyszłam z pokoju. 

Wiecie jakie to uczucie tracić kogoś bliskiego? To tak jakby ktoś zabierał ci część ciebie, tak brutalnie bez prawa głosu – tak właśnie wygląda moje życie. Życie Aubree Moore.